Wspomnienie o Ryszardzie


Poznaliśmy się w roku 2004. Na moim ślubie pojawił się jakiś nieznany mi starszy człowiek z żoną. Ten starszy pan z twarzą pełną radości składał mi serdeczne życzenia, ściskał, całował w policzki i czytał psalm 91 „Pod skrzydłami Najwyższego”. Jakiś czas potem nasze drogi się splotły i zbliżyliśmy się do siebie, zostaliśmy przyjaciółmi.

Był dla mnie bliskim człowiekiem w takim wieku, że mógłby być moim ojcem. Relacja przyjacielska, ale z uwagi na dużą różnicę wieku nie partnerska. Byliśmy przedstawicielami zaciekawionych sobą wzajemnie pokoleń. Ryszard był dla mnie trochę jak przybrany tata, a dla mojej córki jak przybrany dziadek.

Jaki to był człowiek?
Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że lubił dużo mówić, lubił rozmawiać z ludźmi, mówić im o Bogu. Miał poczucie humoru, lubił cieszyć się i żartować. Kto poznał go trochę lepiej, mógł już zobaczyć, że bywał uparty, zapalczywy, nerwus, raptus. Typ charakteru bardzo polski: jak Pawlak z filmu Sami swoi, albo Cześnik Raptusiewicz. Miał charakter, był facetem z krwi i kości. Malowany węglem, ostrą kreską, nie akwarelą.

Miał trudną przeszłość, w niej trudne chwile, ciemne karty, rzeczy które wspominał ze wstydem, ale on wierzył w Boga. On naprawdę wierzył, że Bóg, który kiedyś dotknął jego życia, że ten Bóg przebaczył mu i go usynowił, jest z nim już na zawsze, że go nie opuści i nie porzuci. Że go podźwignie, że go przemieni. Nie za zasługi i nie patrząc na winy i upadki. Na zasadzie łaski, innej niż ludzka sprawiedliwość – bo my, ludzie, skruszonego przestępcę nieprędko obdarzymy zaufaniem, a Pan Bóg inaczej.

Ryszard był upartym facetem ze swoimi zasadami, które często nie przystawały do otaczającej go rzeczywistości, do nowoczesności. Ryszard miał serce, które się angażowało, jak kochał, to całym sobą, jak się gniewał, to na całego. Obyś był zimny albo gorący, ale nigdy letni – oto cały Ryszard. Bo Ryszard wykładał to swoje serce nieraz na talerzu, dawał się ludziom cały, i nieraz go boleśnie podeptano. Bardzo cierpiał z powodu odrzucenia, obojętności. Dawał całego siebie i pragnął bliskości, wzajemności, często jej nie dostawał, cierpiał. Jak kogoś kochał, to chciał być blisko, czasem ludziom od tej bliskości mogło brakować tchu, odsuwali go od siebie – on nie rozumiał dlaczego i to go bolało.

Robił to, w co wierzył – literalnie, jak dziecko. Na przykład on naprawdę z serca, przy każdej okazji, każdemu głosił Ewangelię, w którą wierzył. Każdemu – bliskiemu i obcemu – urzędnikowi, profesorowi, pijaczkowi, niezależnie od majątku, bogactwa, wykształcenia, płci, narodowości itd. Napotykał cwaniaków, którzy widząc to serce na talerzu i że rzeczywiście jest gotów dla każdego się zaangażować, wykorzystywali go. To też go bolało. Miał marzenia – marzył o domu i kawałku ziemi, o wolności i niezależności, o zbieraniu owoców pracy własnych rąk. Czytał dużo i nie powierzchownie, notował na marginesach, zakreślał, chciał się uczyć. Chciał się zmieniać, chciał życia w Kościele. Nie żył zamknięty w bańce przeszłości.tęsknił za żywym kościołem, za cudami, proroctwem, Bożym działaniem w odpowiedzi na modlitwy. Pokochał Ukrainę, gdzie widział żarliwość kościoła.Chciał sam powrócić do swojej pierwszej młodzieńczej miłości do Boga. Można powiedzieć, że chociaż był już seniorem, starszym panem, ale duchem był młody.
Trafił w dojrzałym wieku na wspaniałą kobietę, Lubę, która mu zaufała i wyszła za niego za mąż. Nie zawsze było im różowo, a Ryszard nie był człowiekiem łatwym w pożyciu, ale kochali się i wspierali, Luba była dla niego kompasem, busolą, trenerem, kimś kto zawsze ciągnie w stronę dobra, nawet jeśli czasem trzeba ciągnąć za fraki.


Myślę, że Ryszard za życia chętnie przyłączyłby swój głos do tego, co kiedyś śpiewał Johnny Cash – może teraz jestem kawałkiem węgla mój Panie, ale pewnego dnia będę diamentem. Ryszard umarł mając nadzieję w Bogu i zapatrzony w Boga i stęskniony za Bogiem. Na ile ja rozumiem Ewangelię łaski Boga, to on jest teraz u swojego niebiańskiego Ojca, pod skrzydłami Najwyższego, jest już tym diamentem, bez rzeczy, które tutaj mu przeszkadzały i spowalniały, zasmucały. Jest pewnie taki, jaki chciał być – szczęśliwy, oddany sercem Bogu, gorący i młody duchem. I kibicuje nam, żeby i nam się udało, żebyśmy też kiedyś doszli do tego miejsca.

Dodaj komentarz